Powiedzenie mówiące, że „cudze chwalicie, a swego nie znacie” może dotyczyć wielu rzeczy. Między innymi alkoholi. Szczecińska Starka należy do najszlachetniejszych polskich trunków i spokojnie może konkurować z zagranicznymi liderami rynku. Szkoda, że tak rzadko się o niej mówi. Jeszcze większa szkoda, że z uwagi na problemy Polmosu, nie wiadomo, czy będzie jeszcze produkowana, a tym samym, czy będzie jeszcze okazja, by ją poznać. Pojechałem więc na miejsce, by zobaczyć co z legendy pozostało.

Zwiedzanie

Polmos Szczecin przyciąga z dwóch powodów. Po pierwsze dlatego, że dysponuje niesamowitymi, historycznymi podziemiami, w których od stu pięćdziesięciu lat leżakuje spirytus. To z tego spirytusu przez długie lata przyrządzano Starkę, czyli drugi powód, dla którego warto tam przyjechać. Odkąd firma jest wystawiona na sprzedaż, nie produkuje się już tutaj alkoholu. Legendarną Starkę można kupić jedynie na aukcjach, za spore pieniądze. Można jej też spróbować na degustacji, po zwiedzaniu piwnic.

Nie jest to jednak zwykłe muzeum. Nie można po prostu kupić sobie biletu i wejść. Wycieczka, do 15 osób, kosztuje 750 zł. Każdy kolejny zwiedzający musi dopłacić 50 zł. Dzięki zmysłowi organizacyjnemu Tomka Milera z Milerpije.pl udało się zebrać wystarczającą liczbę chętnych z całej Polski i tym sposobem, w zeszły piątek zeszliśmy do podziemi Polmosu.

W grupie znaleźli się znawcy wysokoprocentowych alkoholi, barmani i kolekcjonerzy. Ci ostatni wywodzili się głównie z miłośników miniaturek. Przyznam, że wcześniej nie spotkałem takich zbieraczy, a ci byli wyjątkowi. W zeszłym roku, za własne pieniądze, wyprodukowali serię buteleczek Starki, do których przelali oryginalny trunek. Stworzyli w ten sposób unikatowe i niezmiernie eleganckie miniaturki. Przed przewodnikiem stało więc trudne zadanie – zadowolić tak wyszukaną grupę zwiedzających.

Historia Polmosu

W 1863 roku, na wzgórzu, na którym obecnie znajduje się Szczecińska Wytwórnia Wódek Polmos, Herman Koch otworzył swój browar. Niedługo potem, firmę przejął niejaki Ortman, który nadał jej nazwę: browary „Victoria”. To właśnie dla nich wkrótce wybudowano pierwsze drewniane, a później murowane budynki, wraz z ich dwukondygnacyjnymi piwnicami.

W tych podziemiach powstawały półprodukty do produkcji piwa oraz lód, o który było wówczas zdecydowanie trudniej niż dziś. Podobno zimą ściągano ten lód z zamarzniętych akwenów wodnych i przechowywano w chłodzie piwnic. Browar zmieniał właścicieli zarówno w XIX wieku, jak i w okresie międzywojennym, kiedy rozpoczęto produkcję likierów.

Dopiero po II wojnie światowej budynki przeszły pod zarząd  Polskiego Monopolu Spirytusowego, czyli „Polmosu”. Postanowiono, że w piwnicach będzie leżakowała surówka żytnia (spirytus żytni) w dębowych beczkach, aby produkować słynny rodzaj alkoholu – starkę. Obecnie przedsiębiorstwo czeka na nowego właściciela.

Historia Starki

Wiele jest niepewnych informacji na temat Starki. Między innymi pochodzenie nazwy. Marka używana przez Polmos, to też nazwa rodzaju alkoholu. Domniemywa się, że pochodzi ona od starolitewskiego słowa starkus oznaczającego „bociana”. Nie udało mi się potwierdzić tej informacji. Jeśli macie słownik starolitewski, dajcie znać.

Nie byłbym natomiast sobą, gdybym nie wspomniał o mojej autorskiej teorii, że słowo „starka” pochodzi od niemieckiego stark, przymiotnika oznaczającego „silny, mocny”. Wpływy niemieckie były na tyle silne, zarówno na terenach polskich, jak litewskich, że może to być możliwe.

Legenda mówi, że korzenie starki sięgają XV/XVI wieku. Do powstania tego rodzaju alkoholu mieli przyczynić się zamożni szlachcice, posiadający gorzelnie i pędzący okowitę – raz destylowaną surówkę. Zgodnie z podaniem, z okazji narodzin syna (niektórzy mówią, że córki), taki szlachcic zakopywał beczkę tej okowity w ziemi i wyciągał ją dopiero na ślub potomka.

Dzięki tak długiemu leżakowaniu w dębowych deskach, spirytus zyskiwał niespotykaną barwę, zapach i smak. W sam raz na szczególną okazję. Faktem jest, że takie zmiany zachodzą w alkoholu po długim czasie, ale ile prawdy jest w tej legendzie? Specjaliści wciąż się spierają.

Jak dojrzewa Starka?

Starka to wódka naturalna, podobna do whisky. Różnica polega na tym, że whisky jest robione z jęczmienia, a starka z żyta. Przyrządza się ją z surówki o zawartości alkoholu ponad 90%. Rozcieńcza się ją do 60% i przez rok przechowuje w wielkich beczkach. Dopiero po tym roku, przelewa się ją do mniejszych, gdzie następuje właściwy proces dojrzewania.

Jak już wspomniałem, starka leżakuje dębowych beczkach.  Ich wielkość jest dobierana pod względem stosunku powierzchni drewna do objętości trunku. Najodpowiedniejsze mają pojemność od 200 do 1000 l. Stosuje się beczki po winach. To w bardzo ważne, gdyż to właśnie dobre przygotowanie i dopasowanie dębu daje starce to co ją wyróżnia.

Beczka z najstarszym rocznikiem w piwnicy – 1947/1948

Starki można było dostać w różnych rocznikach, od 10 do 50 letniej. Podany wiek oznacza, że w butelce nie ma spirytusu młodszego niż napisano. Wódka ta jest natomiast kupażowana, czyli mieszana z alkoholi pochodzących różnych beczek, czasem z różnych roczników. W butelce 50 letniej Starki mogą więc być dawki też starszej surówki. Być może nawet co nieco z najstarszego rocznika – 1947/1948.

O ostatecznym składzie danej serii decydują zawodowi degustatorzy. Jak zapewniał przewodnik, prowadzone są eksperymenty ze starszymi, niż 50 lat, rocznikami, ale po tym czasie alkohol jest już zazwyczaj zbyt dębowy i wręcz „smakuje deską”. Dlatego też raczej nigdy nie zobaczymy na rynku starszych wersji.

Niesamowite wrażenie robią tak wielkie beczki!

Piwnice Polmosu

Temperatura w podziemiach wynosi 10 st. C, a wilgotność ok 90%. Dlatego, prócz zbiorów beczek, można podziwiać też imponujące kolonie pleśni tworzącej prawdziwe stalaktyty. Tak duża wilgotność przydaje się do zapobiegania rozsychaniu się beczek.

Choć nie wszystko mogliśmy zobaczyć w tych piwnicach i tak było warto tam zejść. Wielkie, zimne pomieszczenia pełne beczek… półmrok… unoszący się zapach alkoholu… kręte schody…. relikty minionej epoki… Niektóre przejścia były niestety zamknięte, niektóre rejony niedostępne, na niektóre pytania przewodnik twardo nie chciał odpowiedzieć. Wszystko to tworzyło aurę tajemniczości.

Za drzwiami pewnie kolejna tajemnica.

Kolekcja

Po zwiedzeniu piwnic przeszliśmy do kluczowej atrakcji – degustacji. Odbywa się ona w budynku dyrekcji. Po drodze mija się korytarz z witrynami prezentującymi wszelkie rodzaje butelek i etykiet produkowanej do tej pory Starki. Były też inne produkty Polmosu Szczecin. Mnie najbardziej podobały się butelki z Czystą Wódką, sprzedawane zaraz po wojnie. Przypominały trochę butelki od wody mineralnej.

Perła w koronie Polmosu – Starka 50

Niestety to tylko namiastka muzeum. Ku rozczarowaniu grupy nie można na miejscu kupić żadnej Starki, bo Polmos już jej nie produkuje. Choć zapasy ma. Dla tych co nie mają innego dojścia, taka wizyta może być jedynym sposobem, by Starki spróbować.

Degustacja

W eleganckim pokoju z poprzedniej epoki przygotowano dla nas degustację.  Stół zastawiono czterema rodzajami alkoholu i małymi zakąskami. Naiwni mieli nadzieję na spróbowanie legendarnej Starki 50-letniej. Dostaliśmy natomiast tę 10-letnią. Butelka pięćdziesiątki była kiedyś sprzedawana za 2500 zł, więc wcale się nie dziwię.

Prócz 10-letniej Starki, otrzymaliśmy próbki whisky Chamberlain’s i dwa rodzaje wódki Horn. Tę ostatnią wódkę sobie podarowałem, a skupiłem się na dwóch pierwszych propozycjach.

Mógłbym napisać teraz o bogatym bukiecie Starki, jej klarowności, kolorze i niepowtarzalnym smaku, ale nie potrafię. Nie jestem specem w tej dziedzinie, więc symulować nie chcę. Napiszę natomiast, że choć nie jestem miłośnikiem mocnych alkoholi ten mnie pozytywnie zaskoczył.

Starkę pije się bardzo przyjemnie i nawet przez moment nie przyszło mi do głowy by ją schłodzić lodem, czy rozcieńczyć. I wcale nie dlatego, że byłoby to świętokradztwo. Ona po prostu smakuje dobrze. Po degustacji jeszcze bardziej żałuję, że już jej nie produkują.

Wypiliśmy po kilka kieliszków. Rozmowa zrobiła się bardziej otwarta. Coraz więcej pytań padało do przewodnika. Ten natomiast zamykał się z każdą minutą coraz bardziej. Wiem, że niektórzy mieli nadzieję na profesjonalne odpowiedzi o tego człowieka. W końcu, jako wieloletni praktyk, mógł nas wiele nauczyć. Rozmowa nie szła gładko i niestety skończyła się szybciej niż oczekiwaliśmy.

Pozostało nam jeszcze trochę czasu na niespieszne zwiedzenie fragmentu Szczecina w miłym towarzystwie. Trochę architektury, odrobina gastronomii i nieskuteczna ucieczka przed deszczem. Koniec, końców było warto odwiedzić Polmos.

Przy okazji pozdrawiam pozostałych uczestników!