Na warszawskiej Woli w sobotę po „fajerancie” można ujrzeć, wprawdzie coraz rzadziej, następujący obrazek:
Środkiem chodnika przewala się trzech należycie zawianych „cwaniaków”. Zobaczyli samotnego przechodnia. Jeden do drugiego szepce porozumiewawczo:
– Antek, będzie magiel?
A Antek już zdzielił nieszczęsną ofiarę po kapeluszu. W te pędy podbiega drugi kamrat:
– Osoba się narywa? Osoba się trąca?
Wtedy trzecie indywiduum łapie za pałkę, lub majcher, w zależności od tego, czy „robotę” ukartowano na „sucho”, czy na „mokro”.

Proletariat nazywał takie występy „grandą”. Autor artykułu, z którego pochodzi powyższy cytat, postanowił zastosować to określenie do zachowań niektórych polityków w parlamencie.

Rzecz działa się w 1930 roku, kiedy to stosowano postępowania honorowe do celów politycznych. Zdarzało się, że politycy wzajemnie się zaczepiali i znieważali by narazić oponenta na pojedynek, a jeszcze chętniej na dyskwalifikację honorową. Pozwalało to ośmieszać politycznych przeciwników i terroryzować. W Polsce międzywojennej nierzadko zdarzały się próby skorzystania z wielkiej popularności kodeksu honorowego do celów zupełnie z honorem nie związanych.

Przytoczony artykuł pochodzi z Myśli Niepodległej, a stanowi odpowiedź na wypadki jakie zaszły w sejmie. Poseł Dobrzański (BBWR) w towarzystwie posła Birkenmajera podszedł do siedzącego tyłem posła i profesora Rybarskiego (SN) i uderzył go w głowę. Na co poseł Milik spoliczkował Dobrzańskiego (co było bardzo mocną obrazą honorową). W obronie Dobrzańskiego przyszedł poseł Idzikowski (BBWR) i uderzył Milika gumową pałką w głowę (!!! – skąd ją u licha wziął?). Ta zwyczajnie prostacka granda była później szeroko opisywana w prasie. Każdy jednak przedstawiał ją w taki sposób by jego stronnictwo ukazać w lepszym świetle.

<<Zobacz też: Terror pojedynkowy w parlamencie>>

W sumie to trudno się zachować w takiej sytuacji po dżentelmeńsku. Tamten zupełnie niehonorowo zaczepia i obraża. Nie ma więc co się z nim bawić w postępowanie honorowe, bo do niego nie dorasta. Ale on zaraz po tym obwieszcza światu, że czekał na reakcję z sekundantami, a potem wystawia protokół jednostronny (honorowo dyskwalifikuje oponenta). I co tu zrobić, kiedy jego otoczenie przyznaje mu rację? Nic dziwnego, że w latach trzydziestych zaczęto używać takich określeń jak: „pseudo-honorowe harnasiostwo” czy „dżentelmeńskie łobuzerstwo”. Obawiano się również, że ludzie z wyższych sfer przejmą zwyczaje „proletariatu” by się przed nim bronić. Autor artykułu straszył nawet wizją, że póki ktoś kogoś na miejscu obrazy nie zastrzeli, ludzie się nie uspokoją.

Źródło: Granda Honorowa, „Myśl Niepodległa” 1930, nr 1016.