Kiedy mówimy o gentlemanach i prawdziwych mężczyznach z ich kategorii, oficerowie wyróżniają się na tle reszty. Żeby należeć do grona gentlemanów trzeba było przestrzegać zasad, zwłaszcza honorowych. Wzajemna kontrola była dość trudna w otwartym społeczeństwie II RP, więc ówcześni mężczyźni, nawet z elit, różnili się między sobą i nie wszyscy równo wierzyli w zasady honoru. Kontrolować zaś można było zamkniętą grupę, taką jak właśnie oficerowie.

W II RP wojsko pełniło szczególną rolę w społeczeństwie. Pamięć o walce o niepodległość i granice odrodzonego kraju była żywa. Poza tym przywódcą państwa był wojskowy. Znaczenie Korpusu Oficerskiego było więc wielkie, a jeszcze więcej on sam od siebie wymagał. Oficer miał być wzorem mężczyzny, wcieleniem ideału obywatela, dowódcy, żołnierza. Miał być pełnoprawnym członkiem elity państwa.

W gruncie rzeczy oficerowie przestrzegali tych samych reguł co cywilni gentlemani, ale nad ich zachowaniem czuwali ich zwierzchnicy. Z razie nieodpowiedniego zachowania, określanego jako plamienie honoru munduru, wytaczano im procesy honorowe, co mogło się kończyć nawet wykluczeniem z Korpusu. Co więcej plamili honor munduru jeśli nie reagowali na obrazy armii uczynione w ich towarzystwie. Oficer był więc zmuszony nieustannie kontrolować siebie i otoczenie.

W środowisku cywilnym, jeśli ktoś nie chciał poświęcać się dla honoru mógł zwyczajnie odwrócić się plecami i przełknąć obelgi. W świecie wojskowym, oficer ryzykował przekreślenie własnej kariery jeśli nie postępowałby zgodnie z zasadami honoru. Stąd musiał być bardziej stanowczy, odważny i częściej się pojedynkował. Dlatego też oficerów postrzegano (i w kontekście poprzedniego wpisu, myślę, że słusznie) jako „prawdziwych mężczyzn”. Dzięki temu idealnie nadają się do demonstrowania męskości gentlemańskiej przed wojną i jeszcze nie raz o nich napiszę.